Ważnym czynnikiem nakręcania koniunktury w światowej turystyce jest moda. Byłoby bardzo dziwnym, a jednocześnie niepokojącym zjawiskiem, gdyby także polscy kreatorzy produktu turystycznego pozostawali całkowicie obojętni wobec tendencji światowej mody. Tak też coraz częściej nie czynią. Reakcje na modę są równie istotne jak podążanie za zdobyczami najnowszej techniki i ich umiejętne adaptowanie do własnych potrzeb. Mówiąc i myśląc o modzie, mamy na uwadze przede wszystkim produkt turystyczny.
Rzadko kiedy rozważamy otoczenie produktu turystycznego, czyli tak zwaną przestrzeń publiczną, choćby estetykę regionów, tras, miejscowości, dzielnic. ulic i placów. Ta estetyka, pospołu z poszanowaniem i akcentowaniem wszelkich przejawów lokalnych odrębności kulturowych, ma bardzo istotny (choć często mało jeszcze niedoceniany) wpływ na atrakcyjność miejsc, w których oferowany jest produkt, a przez to na frekwencję turystyczną. Natomiast bezkrytyczne hołdowanie modzie, przejawiające się w upodabnianiu miast i regionów mogą być dla turystyki zgubne. Na szczęście poszanowanie swojszczyzny tkwi w polskiej tradycji, choć niekiedy objawia się w deklaracjach słownych, nie w czynach. Ostatnie przykłady z terenu kraju wskazują, że potrafimy zadbać nie tylko o pojedyncze obiekty atrakcyjne dla turysty (w tym zwłaszcza o zabytki), ale też o całe zespoły architektoniczno - krajobrazowe, zarówno na wsi, jak i w mieście. W ostatnich latach w wielu polskich miastach dokonuje się rewitalizacja nie tylko dzielnic staromiejskich, ale także przemysłowych (np. Łodzi, Zabrza, Wałbrzycha, Żyrardowa, warszawskiej Pragi i Powiśla), co ma istotny wpływ na dekoncentrację przestrzenną ruchu turystycznego. Wzorem innych miast europejskich turystyka wkracza na obszary, na których nikomu o niej się nawet nie śniło. Dziś nawet zbudowana w duchu socrealizmu krakowska Nowa Huta staje się obiektem zainteresowań turystów, zwłaszcza z krajów, które uniknęły okresu socjalistycznej industrializacji. Mamy więc dobre przykłady naśladowania mody na kreowanie produktu turystycznego na „nowych” obszarach, lansowanej w wielu krajach. nie tylko europejskich.
Jednak nie wszędzie tak się dzieje. Kontrasty między wypielęgnowanymi perłami architektury a brudno-szarą rzeczywistością bywają szokujące, zwłaszcza dla przybysza. Trzeba więc nieustannie przypominać, że jednym z zasadniczych czynników pobudzających rozwój turystyki jest pielęgnowanie różnorodności, zarówno walorów, jak też zagospodarowania turystyczne. Niektóre tendencje, związane z globalizacją, w tym standaryzacją fizjonomii regionów, można jeszcze wstrzymać.
Przywykliśmy, że modę (także na turystykę) mogą kształtować jacyś „oni”. Przez słowo „oni” rozumiemy przede wszystkim potentatów biznesu. Czy także „my” możemy kształtować modę, jeśli już nie światową, to obejmującą obszar naszego kraju? Z pewnością tak. Dowodzą tego liczne kampanie promocyjne, których efektem jest pojawianie się nowych produktów. Podejmowane działania obejmują (i obejmować powinny) nie tylko sferę podaży, ale także sferę popytu. Na nic innowacje w dziedzinie produktu turystycznego, które nie spotkają się z zainteresowaniem konsumentów. Przekonywanie do nowości jest trudne, kosztowne i wymaga czasu. Nie można jednak z takich inicjatyw rezygnować.
Ulepić produkt
Doświadczenia wielu samorządów oraz regionalnych i lokalnych organizacji turystycznych wskazują, że można osiągnąć wiele. Nowe produkty turystyki, m.in. aktywnej, biznesowej, uzdrowiskowej, miejskiej i kulturowej zdobywają popularność. Kształtowanie produktów wymaga umiejętności, których nie zawsze można nauczyć się nawet z najlepszych podręczników. Są oczywiście pewne, uniwersalne lub podobne zasady powstawania produktu i jego promocji. Ponieważ jednak walorem produktów jest ich odmienność, toteż drogi do osiągnięcia sukcesu są i muszą być różne. Jeśli jednak podpatrywanie obcych doświadczeń jest wskazane ze wszech miar, to bezkrytyczne kopiowanie wzorców może nawet narazić naśladowców na proces sądowy, a w najlepszym – na ośmieszenie i niepowodzenie.
Niestety, złych przykładów jest sporo. Polski pejzaż zaczyna kojarzyć się turystom zagranicznym z chatami góralskimi, które spotkamy w całym kraju od Tatr do Bałtyku. Choć dużo napisaliśmy i uczyniliśmy dla promocji polskiej kuchni, to jednak w wielu miastach i miasteczkach (nie tylko tych „nieturystycznych”) spotykamy jedynie „najlepszą włoską pizzę”, która niekiedy ma niewiele wspólnego z rarytasem ze słonecznej Italii. Czy nadal symbolem polskiej kuchni mają pozostawać: zapiekanka, czy skądinąd smaczne placki po węgiersku, barszcz ukraiński, pierogi ruskie, fasolka po bretońsku. Czy większość polskich wieczorów towarzyszących imprezom turystycznym mają wypełniać pozbawione programu bankiety lub też ogniska, z tradycyjną kiełbaską i gromkim śpiewaniem pieśni o góralu, któremu już niczego nie żal lub o innym żalu za dziewczyną i zieloną Ukrainą.
Strusie i rycerze
Symbolem Polski staje się struś, który już niedługo usunie w cień nasze konie. Gospodarstwa „strusiowe” mnożą szybciej niż grzyby po deszczu, a prawie każde z nich mieni się jedynym. Nie mam nic przeciwko sympatycznym ptaszyskom i ich równie sympatycznym i przedsiębiorczym właścicielom. Ale czy nie warto pomyśleć o innych atrakcjach, jak choćby o kukurydzianym labiryncie, który corocznie powstaje w jednej z wsi wielkopolskich, czy też o oswojonych zwierzętach domowych i gospodarskich charakterystycznych dla polskiej tradycji.
Poznawaniem dziedzictwa różnych narodów jest cechą człowieka kulturalnego. Ale czy nie grozi nam zalew kowbojskich, a raczej pseudo-kowbojskich gospodarstw agroturystycznych i podobnych imprez? Reguły ekonomiczne mówią, że trzeba odpowiadać na potrzeby konsumenta, ale czy ma to oznaczać jednoczesną rezygnację z udziału w kształtowaniu tych zamiłowań – czytaj w kreowaniu mody. Nie, po strokroć nie!
Bractwa rycerskie, których tradycje tak wspaniale przypomniał nieżyjący już kasztelan golubskiego zamku – Zygmunt Kwiatkowski – powstają w całym kraju. Kult tradycji jest zjawiskiem pięknym. Czy jednak wszystkie z tych pokazów, którymi szczycą się dziś potężne zamki i nawet najmniejsze zamkowe ruiny, są na właściwym poziomie. Czy zgania na miecze muszą być jedyną receptą na ożywienie nadwątlonych budowli? Doświadczenia, choćby Malborka czy Gniewu – zamków pełnych ludzi z inicjatywą, mówią, że można mieć inne pomysły.
Woda i rower
Więcej rozwagi wymaga także hołdowanie modzie na parki wodne, skądinąd bardzo przydatne dla rozwijania kultury fizycznej i sprzyjające wydłużeniu sezonów turystycznych. Czy nie należy powiązać tych parków z innymi atrakcjami, bez których stają się tak podobne do siebie, a przez to atrakcyjne jedynie dla mieszkańców, nie dla turystów. Mądra moda na turystykę rowerową spowodowała powstanie licznych szlaków rowerowych. Ileż mamy jednak tych szlaków prowadzonych do granicy gminy lub powiatu. Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach pojawiły się inicjatywy scalania istniejących szlaków w sensowne systemy przekraczające granice administracyjne, które są przecież dla turysty zupełnie obojętne. Pojawia się tu jednak inne zagrożenie, wynikające z tak charakterystycznego dla Polski „słomianego zapału” i „akcyjności”. Pytam, czy ktoś monitoruje ruch turystyczny na tych szlakach i wysnuwa konkretne wnioski w sprawie ewentualnej korekty ich przebiegu, zgodnie z potrzebami. Czy nie wolimy przeznaczać środków na budowę nowych tras, zamiast na konserwację istniejących. Czy samorządy potrafią zachęcić przedsiębiorców do budowy infrastruktury na szlaku. Bez korzystnych dojazdów do punktów etapowych, bez wyspecjalizowanej bazy noclegowej z przechowalniami rowerów, bez wypożyczalni i punktów konserwacji, szlaki pozostaną martwymi liniami na mapie i w terenie. Jeśli więc hołdujemy tej rozsądnej modzie i korzystamy z
doświadczeń innych krajów, to wykorzystujmy je w pełni.
Moda tak, ale z naszym twórczym udziałem, a rozsądek przede wszystkim.
Jan Paweł Piotrowski
źródło: ttg.com.pl
Theme by Danetsoft and Danang Probo Sayekti inspired by Maksimer